Reżyser: Adam Zadworny
Produkcja: Fundacja Szczecińska
„Skrzynie Willego Beermanna” to film dokumentalny, który w pierwszej warstwie opowiada o śledztwie przeprowadzonym przez autora mającym wyjaśnić zagadkę skarbu odnalezionego w zamurowanej skrytce w kamienicy na szczecińskim Niebuszewie. W trzech skrzyniach/kufrach były albumy ze zdjęciami, dokumenty, butelki wina rozlane w 1933 r., rodzinne pamiątki, metryki, rzeczy codziennego użytku jak np. wciąż lśniące żyletki, a
nawet szparagi w puszce i krem Nivea, który przez siedem dekad nie zmienił barwy. W szpargałach są dokumenty rodziny Beermannów, która jest na zdjęciach. Mąż, żona, dwie małe dziewczynki. Mamy tajemnicę, zagadkę do rozwiązania. Czyje to rzeczy? Kim byli ludzie ze zdjęć? Dlaczego wszystkie pamiątki rodzinne zamurowali? Ze zdjęć wynika, że byli majętni. Mieli eleganckie auto i domek w Pobierowie. Dużo podróżowali po Niemczech, robiąc masę zdjęć, np. na olimpiadzie w Berlinie w 1936 r. Historia ze skrzynek Willy’ego Beermanna urywa się w listopadzie 1944 r., gdy razem z innymi został powołany do rezerwy… Autor, przy pomocy występujących w filmie osób krok po kroku odtwarza historię „ludzi z kufra”, aby dotrzeć do ich potomków i oddać im to co zwykle przekazujemy potomkom: metryki urodzenia rodziców oraz albumy rodzinne. W miarę rozwoju wypadków napięcie rośnie, a widz coraz bardziej chce poznać rozwiązanie zagadki i powojenne losy dawnych szczecińskich rodzin. W finale widzimy emerytowaną nauczycielkę, czyli dziewczynkę ze zdjęć wykonanych pod koniec lat 30. na Niebuszewie. Na oczach kamery, nieuprzedzona o rozwoju wypadków, odzyska rodzinne pamiątki. Zamknie się klamra spinająca tą historię. „Skrzynie Willego Beermanna” to także opowieść o naszym stosunku do przeszłości miasta, w którym żyjemy i do ludzi, w których domach obecnie mieszkamy. Ten, który znalazł, zastanawia się, czy tego nie wyrzucić, srebro sprzeda, ale komu potrzebne te inne rupiecie? Właściciel antykwariatu mówi, że może kupić album za 40 euro, bo sporo podobnych przetrwało wojnę i więcej niż 60 euro za niego nie dostanie. Licealista chciałby poznać prawdę, bo ciekawi go, co było w tym domu zanim wprowadzili się do niego jego dziadkowie. Dla Bartosza Morylewskiego znalezisko to po prostu wyzwanie. Bo to pasjonat, który odtwarza losy rodzin, czyta gotyk. To on pomaga nam dokonać pierwszego odkrycia. Dla niemieckiego dziennikarza, który pomaga nam odnaleźć potomków właścicieli kufrów w Bremie, to historia, z którą się emocjonalnie nie identyfikuje. Świat, którego nie ma, bo jego rodacy wywołali przed laty wojnę. Dla potomków Beermannów to odzyskanie korzeni, tożsamości, którą w jakiejś mierze utracili, podobnie jak Polacy, którzy również nie ze swojej woli zasiedlili ich dom.